Piszę znowu w pociągu. Znowu w drodze od niego do mnie. Jadę. Warszawa Zachodnia, Żyrardów, Skierniewice. Wiele adresów internetowych zaśmieca gros poradników „jak utrzymać związek na odległość?”. Specjaliści z „Cosmo” i innych badziewnych gazetek o dupie Maryni prześcigają się w wysublimowanych radach i sypią jak z rękawa odkrywczymi stwierdeniami. „Stały kontakt to podstawa” – twierdzi doktor habilitowana z Pap*lot.pl, „Zaufanie” – odkrywczo stwierdza inny profesor z równorzędnej jednostki edukacyjnej. Jeszcze ktoś inny chlapnie coś o „byciu wsparciem” i „szczerości”. Wielka szkoda, że często gęsto te odkrycia nie są podbudowane żadną praktyką i doświadczeniem szafujących tymi mądrościami.
<Koluszki, Piotrków Trybunalski, Radomsko>
Jedni mogą stwierdzić, że przesadzam. Inni powiedzą, że związek na odległość to w sumie fajna sprawa i szansa na rozwój osobisty. Ja jednak wolałabym rozwijać się osobiście z moim partnerem przy boku. W niczym by mi on nie przeszkadzał, serio. Rozwijamy się więc osobiście już czwarty rok, niezmiennie w odległości trzystu kilometrów od siebie i zamiast czuć olbrzymie zmiany w moim rozwijaniu się, czuję wzrastającą frustrację i zmęczenie. W cholerę z tymi waszymi farmazonami, że związek na odległość może być wspaniały. Wasz związek mógłby być wspaniały, gdyby nie był na odległość.
Czy da się żyć w takim związku? Praktyka podpowiada, że się da. Tylko po co?
<Częstochowa, Korwinów, Poraj>
Jeśli masz trochę za dużo kasy i lubisz spędzać w śmierdzącym pkp osiem godzin tygodniowo to śmiało, wplątaj się w taki związek. Bilet relacji Warszawa-Katowice, w tym bilet dla pieska to 50 zł w jedną stronę. Stówka tygodniowo, dwa razy w miesiącu to dwie stówki. Pomnóż to przez cztery lata. Ile wyszło? Dużo? Moglibyście pojechać za to na półroczne wakacje życia, ale od czterech lat przemierzacie wciąż tą samą trasę. Na wakacje fajnie byłoby pojechać. Jaka szkoda, że oboje macie zapełniony wrzesień, bo nie mieliście kiedy się uczyć.
Jeśli masz dużo czasu i żadnych zajęć to wplątaj się w taki związek. Związek na odległość to rozwój osobisty? Wyczytałeś to na pudelku? Zapomnij. Rano zasuwasz na zajęcia, potem praca do późnego wieczora. Wieczorem siedzisz w domu, chciałbyś poczytać książkę, obejrzeć film, wziąć długą kąpiel, pouczyć się na jutrzejsze zajęcia, zająć się własnym hobby lub pójść na siłownię. Ale dzwoni telefon i musisz zdać relację z całego dnia. Jak zajęcia, co na obiad, jak w pracy, kto i dlaczego cię zdenerwował, co tak krowa sobie w ogóle myślała robiąc tak, a nie inaczej, jaki ładny samochód widziałam, byłam na zakupach, co kupiłam, co w polityce, co w technice, ciekawostka o strusim jaju, jaki jest sens życia i dlaczego mi go brak. Po swoim monologu, twoja kolej na bycie słuchaczem. Po dwóch czy trzech godzinach trajkotania o wszystkim i niczym kładziesz się spać z żołądkiem ściśniętym stresem, bo znowu nie przygotowałeś się na to postępowanie karne. Rozmawianie jest stratą czasu, ale co, gdyby nie zadzwonił? TO BY DOPIERO BYŁO! Wszystko jest ważniejsze ode mnie, koledzy, szkoła, praca, a może jakąś babę masz na boku? Klasyk. Tak źle i tak niedobrze.
Jeśli lubisz spędzać samotne wieczory, dnie, tygodnie i jadać kolacje z Panem Włodkiem z Na Wspólnej, to wplątaj się w związek na odległość. Przecież cisza wśród czterech ścian domu to najbardziej relaksujące doświadczenie! Przeżuwaj to mięso i napawaj się tym, jak bardzo jesteś niezależny. Jaki samodzielny!
Jeśli nigdy nie chorujesz i nie miewasz gorszych dni, to wplątaj się w związek na odległość. Gorączka? Kaszel? Katar? Jaka szkoda, że sklep i apteka są tak daleko, w lodówce pusto, do lekarza możesz umówić się dopiero na jutro, psa trzeba wyprowadzić, a ty czujesz się jak rozwalcowane na chodniku gówno. Wciągaj spodnie na tyłek, szalik na szyję. Kup udeczko z kurki, oczko wołowe, makaron krajankę, zagotuj, włącz „Na wspólnej” i spod kołdry, żrąc antybiotyk siorb spokojnie rosołek i napawaj się dalej swoim osobistym rozwojem i niezależnością. Evviva la libertà!
<Myszków, Zawiercie, Dąbrowa Górnicza>
Nie lubisz się kłócić? Wplątaj się w związek na odległość. Rzadko się widujecie, więc nie drażnią was wasze porozrzucane skarpety, niezrobione zakupy czy piętrząca się w zastraszającym tempie góra prania. Nie drażni cię, jak on ogląda się za dziewczynami, a jego nie drażni, gdy oglądają się za jego dziewczyną. Czego oczu nie widzą tego sercu nie żal. Jeśli już jakaś kłótnia to przecież zawsze możesz wyłączyć telefon i zadzwonić za dwa dni. Albo za dwa tygodnie.
Jeśli w końcu masz stalowe nerwy, nie wzrusza cię widok płaczącej dziewczyny lub w sam nie płaczesz z tego powodu, że znowu wracasz do swojego ukochanego gniazdka niezależności i rozwoju osobistego i nie dostajesz tygodniowego kaca po waszym ostatnim spotkaniu, to wplątaj się w związek na odległość. Życie traci smak i kolor, a tydzień przelatuje ci bezproduktywnie przez palce w oczekiwaniu na weekend? Zatem taki związek nie jest dla ciebie.
– nienawidzę śmierdzącego pkp (zwłaszcza od kiedy wprowadzili miejscówki – bleh!)
– jak mnie mój mąż nie wkurzy średnio dwa razy na dzień, to uważam to za dzień stracony
– sama się nie budzę, więc zaprogramowałam go tak, żeby o 7 czekał z kawą
A tak już zupełnie na serio, to dużo żalu i emocji z tego posta wybija. Rozumiem, że sytuacja patowa i nie da się obecnie z tym nic zrobić – pewnie studiujecie w innych miastach, yes? Ale jakoś musicie dawać radę, bo 4 lata to już niezła inwestycja… Pewnym pocieszeniem jest fakt, że kiedy sytuacja się z końcu ustablizuje, będziecie się sobą cieszyć jak dwa szczeniaczki 😀
Trzymam kciuki, żeby było okej a międzyczasie dzięki za posta – jak ja lubię te twoje obnażone kiełki!
Związki na odległość są moim zdaniem jedną wielką ściemą. Dlaczego?
Opowiem Ci moją historie. Osoby z boku,która zobaczyła taki związek zbyt późno.
Zwykłe popołudnie,śmigam sobie z moim ogromnym yorkiem po lesie. Pod koniec trasy mijam faceta,który zaczepia mnie. Od słowa do słowa,wymiana numerów,następnego dnia spotkanie,lądujemy w łóżku. Taka relacja trwa dobre 3 miesiące, kiedy to on bierze prysznic i zostawia telefon na moim łóżku.
Dzwoni osoba podpisana kobiecym imieniem. Nie odebrałam. Za chwilę przyszedł sms wskazujący, że jednak nie jest to chyba zwykła osoba, a ktoś bliższy. W końcu Kochanie nie piszemy do kolegi prawda? Z ciekawości przeglądam smsy,które jednoznacznie wskazują na związek tej dwójki,związek na odległość. Kiedy ona ciężko pracowała w firmie 150 km od miasta,on zabawiał się ze mną.
Co najlepsze powiedziałam jej o wszystkim, ona nie uwierzyła i nie wierzy. Są po ślubie.
Trochę słabo kochać kogoś takiego…
Wiadomo facet z którym mieszkamy też może zdradzać. Jednak po co tkwić w związku,skoro tak naprawdę nie znamy tej drugiej osoby? Nie mieszkając razem,nie mając wspólnych obowiązków i trosk nie mamy możliwości poznać ukochanej osoby w różnych sytuacjach.
Autorka bloga wspomina w komentarzu wyżej, że za chwilę koniec studiów, rozpoczęcie pracy. Na co więc właściwie czekać? Łatwiej jest zmienić miasto w trakcie studiów, niż w trakcie rozpoczynania życia zawodowego. Podczas studiów zawsze mogą pomóc rodzice, są zapomogi na uczelni. Zmiana miejsca zamieszkania u osoby pracującej jest moim zdaniem o wiele trudniejsza.
Właśnie taki Uniwersytet Adama Mickiewicza bardzo wspiera studentów w trudnych sytuacjach, zapomoga przyznawana 2 razy w roku. Na początek 500 zł to naprawdę sporo, jeśli zmieniasz miejsce zamieszkania i nie masz nic.
Naprawdę, dla chcącego nic trudnego.
A tym bardziej, jeśli chodzi o związek.
W każdym razie, jeśli ja miałabym dawać rady to sądzę, ze przede wszystkim osoby żyjące na odległość powinny same sobie zadać pytanie, czy jest sens tak się trudzić. Czy na pewno ta osoba na nas czekająca jest tego warta i czy MY wiążemy z tą osobą coś więcej. Trzeba myśleć rownież o tej drugiej stronie i pomyśleć o jej dobru, poniewaz związek to „my”, a nie „ja”.
Czy w ogóle pragniemy kiedyś zmienić tą sytuacje i czy zamierzamy dąrzyć do tego, by być razem. Jeśli nie to szkoda zachodu, wielu wspaniałych ludzi odnajdziemy obok nas.
Nasza historia skończyła sie tak jak tego chcieliśmy, żyjemy razem od ponad roku, choć przyznam, że rownież obawiałam się jak będzie to wspólne życie wyglądało. Martwilam sie bez sensu. 😉
Czy wierze w związki na odległość? Niekoniecznie.